MKTG SR - pasek na kartach artykułów

King Szczecin nie złamał osłabionego Śląska Wrocław. Finał trwa [ZDJĘCIA]

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Wszyscy ostrzyli sobie zęby na finałową rywalizację. Z jednej strony broniący tytułu Śląsk Wrocław, z drugiej King Szczecin – zespół bez medalowej historii, w ostatnich sezonach ligowy przeciętniak, którego aspiracje buchnęły w tym sezonie
Wszyscy ostrzyli sobie zęby na finałową rywalizację. Z jednej strony broniący tytułu Śląsk Wrocław, z drugiej King Szczecin – zespół bez medalowej historii, w ostatnich sezonach ligowy przeciętniak, którego aspiracje buchnęły w tym sezonie Pawel Relikowski / Polska Press
W finale Energa Basket Ligi King Szczecin wciąż prowadzi ze Śląskiem Wrocław, ale już tylko 3:2. W poniedziałkowy wieczór wrocławianie wygrali 82:70. W czwartek spotkanie w Szczecinie.

Wszyscy ostrzyli sobie zęby na finałową rywalizację. Z jednej strony broniący tytułu Śląsk Wrocław, z drugiej King Szczecin – zespół bez medalowej historii, w ostatnich sezonach ligowy przeciętniak, którego aspiracje buchnęły w tym sezonie. Śląsk i King były najlepszymi zespołami rundy zasadniczej. Wygrały po 22 spotkania, 8 przegrały. Śląsk był lepszy, bo miał korzystniejszy bilans bezpośrednich spotkań.

Wrocławianie szybciej też zapewnili sobie awans do finału ekstraklasy koszykarzy. 3:1 z Treflem Sopot w ćwierćfinale i 3:1 z Legią Warszawa w półfinale. Wydawało się, że forma tej drużyny jest odpowiednia. Droga Kinga była trochę dłuższa: wyczerpujący ćwierćfinał z Anwilem Włocławek (3:2) i tylko trochę spokojniejszy półfinał ze Stalą Ostrów (3:1).

Emocji w finale jednak nie było zbyt dużo. King zdominował dwa pierwsze mecze we Wrocławiu w takim stopniu, że generalnie ekipę Śląska skreślono. Potwierdził to trzeci mecz – pierwszy w Szczecinie – też łatwo wygrany przez Kinga. Ale gdy w Szczecinie wszyscy szykowali się na ceremonię medalową – wrocławianie odrodzili się i wygrali. Rywalizacja musiała więc wrócić do Wrocławia.

W poniedziałek Hala Stulecia nie była wypełniona po brzegi, więc wiara w drugie zwycięstwa nie była aż tak mocna. Zresztą Śląsk przystąpił do spotkania poważnie osłabiony. W składzie brakowało kontuzjowanych – Łukasza Kolendy, Justina Bibbsa i Vasy Pusicy. Rotacja wśród niskich graczy Śląska została w zasadzie wykluczona. King odwrotnie – przystąpił do meczu w najsilniejszym składzie, już z Brycem Brownem.

Pierwsze minuty spotkania – energetyczne, ale z błędami po obu stronach boiska. Gospodarze popełnili ich więcej na początku, co King potrafił wykorzystać i objął prowadzenie 9:4. Mógł szybciej odskoczyć, ale pogubił się w obronie i ataku, co wrocławianie potrafili wykorzystać i w 8. minucie było 9:9.

Śląsk w pierwszych trzech minutach drugiej kwarty trafił m.in. dwie trójki (Jakub Karolak), odskoczył na 22:17, więc trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski musiał poprosić o czas. Jego zawodnicy pudłowali z czystych pozycji, ale też mocno tracili orientację w defensywie. Wskazówki szkoleniowca pomogły, bo Wilki zaliczyły serię 8 punktów (dwa przechwyty Filipa Matczaka) i tym razem o naradę poprosił Etrugrul Erdogan. King potrafił jeszcze dorzucić cztery oczka, ale też za szybko chciał rozgrywać akcje i rzucać ze średnich pozycji. Śląsk kolejny raz potrafił to wykorzystać i zniwelował straty – 27:29. Miłoszewski po raz drugi wziął czas. King się męczył, ale tuż z syreną kończącą pierwszą połowę za trzy trafił Brown i drużyna objęła prowadzenie 35:29.

W trzeciej kwarcie z kłopotami zbudowana skromna zaliczka ulotniła się błyskawicznie. W dwie minuty Jakub Karolak trafił trzykrotnie za trzy i Śląsk prowadził 40:37. W szczecińskiej drużynie rolę egzekutora chciał przejąć na siebie Brown, ale nie był tak skuteczny, a w dodatku zaliczył stratę. W kolejnych minutach Kingowi pomógł Hamilton, ale to gospodarze sprawiali wrażenie spokojniejszych i w 28. minucie – po osobistych Jakuba Nizioła – prowadzili 47:44. Po akcji 2+1 wyrównał jednak Phil Fayne. Ostatni fragment należał jednak do Śląska. Zdobył 6 punktów m.in. po kontrach. King był nieskuteczny, choć miał pozycję. Nic więc dziwnego, że Hala Stulecia momentami odlatywała.

King starał się przyspieszyć swoje akcje i szarpał się w obronie, ale Śląsk przez pięć minut trzymał skromną przewagę (64:58), a gdy Martin trafił z półdystansu (66:58), Miłoszewski poprosił o czas. King miał 4 minuty i 35 sekund na uratowanie wyniku. Musiał jednak znaleźć mocne punkty w ataku. Próbował, jednak to Jeremiah Martin był w gazie i po dwóch akcjach Śląsk odskoczył na 71:61 i King znów miał czas na 3 minuty przed końcem.

Na trójkę Hamiltona Martin odpowiedział z półdystansu, a w dodatku uciekła minuta. Lider Śląska nie dopuścił, by King doprowadził do dogrywki. Grał jak natchniony i nic sobie nie robił ze szczecińskiej obrony.

W finałowej serii zrobiło się 3:2 dla Kinga i to szczecińska drużyna będzie gospodarzem czwartkowego spotkania.

5. mecz finału Energa Basket Ligi

Śląsk Wrocław – King Szczecin 82:70
Kwarty: 14:15, 15:20, 24:12, 29:23.
Śląsk: Martin 29 (3x3), Nizioł 2, Gołębiowski 0, Ramljak 5 (1), Dziewa 14 – Karolak 22 (6), Mitchell 7 (1), Parakhouski 3, Wiśniewski 0, Mindowicz 0.
King: Mazurczak 4, Brown 14 (1), Cuthbertson 15, Meier 3, Fayne 12 – Hamilton 15 (1), Żmudzki 0, Kostrzewski 0, Borowski 0, Matczak 4.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pierwszy trening kadry Michała Probierza przed EURO 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński